Błędy w pisaniu i jak ich unikać - mój własny przykład - Zeszyty Maryny
Menu Zamknij

Błędy w pisaniu i jak ich unikać – mój własny przykład

błędy w pisaniu

Witam wszystkich w ostatnim tygodniu przedbetowej edycji!

Jak pewnie większość wie, obecnie kończę poprawianie mojej powieści. W przyszłym tygodniu pierwsze rozdziały pojadą do betaczytelników. Teraz jednak nadal sprzątam w tekście to, co powinno być uprzątnięte, a trochę się tego nazbierało przez 26 rozdziałów. Postanowiłam skorzystać z okazji i podzielić się z Wami krótką listą najczęstszych błędów, jakie zdarza mi się popełniać i które teraz jeden po drugim wymiatam z powieści. Ponieważ każdy z punktów tej listy jest raczej uniwersalnym problemem pisarzy (a nie jest tylko charakterystyczny dla mnie), to lista przyda się każdemu, kto tworzy jakiekolwiek teksty.

Uważajcie więc na poniższe:

1. Anglicyzmy

W sytuacji, gdy angielski jest językiem wiodącym na świecie, trudno tego błędu nie popełniać. Na co dzień wtrącamy do rozmowy pojedyncze obcojęzyczne słowa czy też całe frazy, to i w pisaniu nam się zdarza.

Mój największy grzech to “podczas gdy” użyte nie w kontekście równoczesnego trwania dwóch czynności, a jako przeciwstawienie. Innymi słowy, użyte jak angielskie “while”.

Amara zamówiła sushi, podczas gdy Adrian wybrał tempurę. (oczywisty wymyślony przykład)

Wielu z nas w angielskich tekstach (zwykle online) siedzi tak długo, że już nie do końca wie, co jest poprawną polszczyzną, a co kalką z angielskiego. Być może niektórzy z Was uznają powyższy przykład za całkiem w porządku. Mnie się jednak wydaje, że po polsku tak się nie mówi.

Nie jest to oczywiście jedyny anglicyzm, który wkradł się do mojego tekstu, ale ten najbardziej rzuca się w oczy. Mam nadzieję, że po edycji udało mi się zostawić tylko te “podczas gdy”, które są użyte prawidłowo. A Wy uważajcie na ewentualne “robienie komuś dnia”, “adresowanie problemu” albo “spędzanie pieniędzy”.

Jak się przed tym bronić? Nie wiem, czy da się samodzielnie zwalczyć ten problem, bo z czasem traci się wyczucie poprawności, jeśli wokół ciągle słyszy się jakiś anglicyzm. Pokazanie tekstu profesjonalnemu korektorowi albo poloniście powinno jednak załatwić sprawę.

2. Dziwne zmiękczenia

“Trochę”. “Niezbyt”. “Jakiś”. “Pewien”. “Jakby”. “Nieco”.

Tak jakby mam wrażenie, że używam tych słów nieco za dużo.

Nie wiem do końca, z czego to się wzięło. Widzę u siebie ten zwyczaj od wielu lat i chociaż coraz skuteczniej z nim walczę, to nadal czasami wkrada mi się jakieś “niezbyt”, które ma zmiękczyć następujące po nim słowo… tylko po co?

Sądzę, że może to wynikać z braku albo pisarskiej pewności siebie (“nie mogę pisać tak stanowczo!”), albo konkretnego pomysłu, jakiego słowa użyć w danym zdaniu. Szczególnie to drugie nagminnie występowało u mnie w czasach, gdy nie zastanawiałam się nad każdym zdaniem tak długo jak teraz. Czasami pisałam na przykład, że bohater “spojrzał na nią jakby ze smutkiem”, bo akurat w tym momencie nie przyszło mi do głowy słowo “ponuro”. Teraz zmiękczające słowa występują u mnie raczej z przyzwyczajenia, jak również z powodu, który opiszę w kolejnym punkcie.

Jak się przed tym bronić? Wywal wszystkie te słowa z tekstu. Tak naprawdę to rzadko są niezbędne. Wywal i patrz, jak tekst staje się lepszy.

3. Kolokwialny język

Coś, z czego generalnie się wyleczyłam, ale co nadal macha do mnie radośnie spomiędzy linijek starszych utworów.

Występowanie w tekście wszystkich wyrazów wspomnianych w powyższym punkcie można uznać za przynajmniej częściowo spowodowane tym problemem.

Nigdy nie uczyłam się pisać z podręcznikiem. Jako dziecko czytałam dużo książek i we własnych tekstach naśladowałam styl niektórych z nich, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o jakikolwiek trening pisarski. Dlatego przez długi czas pisałam tak, jak myślałam lub mówiłam. Moim rówieśnikom to się podobało, więc nie miałam powodu, żeby coś zmieniać. Potem jednak zaczęłam czytać więcej literatury dla starszych czytelników i zauważyłam, że te teksty były po prostu lepsze niż moje. A to głównie dlatego, że składały się z wyważonych i przemyślanych zdań, a nie z zapisu wewnętrznego monologu narratora.

Absolutnie nie twierdzę, że trzeba kompletnie porzucić tak zwany “flow”. Kolokwialna narracja sprawdza się wyśmienicie w przypadku perspektywy pierwszoosobowej albo w komediach, w których byłam swego czasu mocna. Dopiero kiedy zapragnęłam pisać poważniejsze rzeczy, to zdałam sobie sprawę, że trzeba będzie coś zmienić. Na obecnym etapie nie mam już dużo poprawiania w tej kwestii (tak sądzę…), ale jednak od czasu do czasu z tekstu przebija się do mnie wesoły styl rozgadanej nastolatki.

Jak się przed tym bronić? Czytając teksty, które takim stylem napisane nie są. Wielu z nas w miarę czytania przesiąka stylem bieżącej książki, co z kolei znajduje odbicie w naszej własnej twórczości. Myślę, że to najłatwiejsza droga do trwałego wyeliminowania przesadnie kolokwialnych sformułowań.

4. Mnogość przysłówków

Przeglądając niedawno komentarze moich betaczytelników do pierwszej wersji powieści, natrafiłam na przeszywające pytanie brzmiące: “czemu oni wszystko robią w jakiś sposób?” Pytanie to ociekało frustracją i sprawiło, że zaczęłam się bardziej przykładać do usuwania z mojego tekstu niepotrzebnych przysłówków.

Użycie przysłówka to taki trik, który – podobnie jak problematyczne wyrazy z punktu drugiego – pozwala nam nie spędzać długich godzin na przeszukiwaniu słownika wyrazów bliskoznacznych. Po prostu piszemy “powiedział cicho” zamiast “wymamrotał” albo “wstał szybko” zamiast “zerwał się”. Dla wygody. Jednak cechą dobrego tekstu jest to, że potrafi nakreślić czytelnikowi sytuację słowami, które są barwne, a niekoniecznie liczne.

Jak się przed tym bronić? Każdą parę czasownik-przysłówek zastąp czasownikiem, który znaczenie przysłówka niesie sam w sobie. W przypadkach, gdzie nie da się tego zrobić, ogranicz liczbę przysłówków do, powiedzmy, 30-40% liczby czasowników. Więc jeśli masz w zdaniu 5 czasowników, to tylko 2 z nich mogą mieć przysłówki, reszta musi poradzić sobie sama 😉

5. Nadmiar niektórych fraz

Każdy z nas ma swoje pisarskie przywary. Każdy z nas ma też takie słowa lub wyrażenia, które po prostu lubi. Mój największy grzech to “zresztą” (w starszych moich tekstach znane jako “poza tym”). Oprócz tego, stosunkowo często wyszczególniam niektóre elementy wypowiedzi bohaterów kursywą. Kiedyś z kolei używałam bardzo dużo wielokropków, co ogólnie jest powszechne u początkujących pisarzy.

Sympatia do określonej frazy nie jest problemem. Zaczyna nim być, kiedy w tekście roi się od tej frazy i nawet jej synonimu nie uświadczysz.

Nie da się konkretnie wskazać listy nadużywanych wyrażeń, bo dla każdego jest to inny zestaw. Ale to nie znaczy, że jesteśmy skazani na porażkę.

Jak się przed tym bronić? Beta-reading i profesjonalna korekta językowa. Beta-reading, bo betaczytelnicy od razu zauważą, co ich razi, i poinformują Cię o tym. A korektor od tego właśnie jest, żeby warstwę językową Twojego tekstu doprowadzić do jak najlepszego stanu. Innymi słowy, tutaj trzeba będzie zdać się na pomoc z zewnątrz.

6. Zawiłe opisy wydarzeń

Czasami zdarza się taki fragment tekstu, w którym nie ma żadnych dialogów. Jest tylko długi opis tego, co działo się w ciągu ostatnich dni albo co kłębi się w głowie bohatera. Takich fragmentów w mojej książce jest kilka i większość z nich za pierwszym czytaniem była kompletnie niezrozumiała.

Opisy te padły ofiarą “stylu wypracowań szkolnych”. Wiecie, tego stylu, co to uwielbia długie zdania, absolutny brak powtórzeń, szalone lecz wyrafinowane konstrukcje zdaniowe i najlepiej jeszcze dużo strony biernej. Bo tak jest ładnie i poprawnie. Potem jednak piszesz w tym stylu cztery akapity, a po dwóch miesiącach siadasz do edycji i załamujesz ręce, bo patrzysz i nie bardzo wiesz, o co miało tutaj chodzić.

Jak się przed tym bronić? Przede wszystkim należy rozpoznać takie fragmenty. Czy w Twoim tekście są miejsca, których znaczenie pozostaje dla Ciebie nieznane nawet po trzecim czytaniu, choć kilka miesięcy temu wyszły one spod Twoich własnych palców? Pamiętasz, co chciałeś napisać, ale to chyba nie do końca jest to, co powstało? Gratuluję, skutecznie namierzyłeś zawiły opis! Teraz spokojnie potnij zdania na krótsze, wywal wszystkie zbędne informacje, w kilku miejscach zamień stronę bierną na czynną i odetchnij. Przeczytaj tekst jeszcze raz. Lepiej? Jeśli nie, to powtarzaj proces, aż będzie lepiej.

 

I z takimi to rzeczami (między innymi) zmagam się od ponad miesiąca. A Ty jakie robisz błędy w swoich tekstach?

Podziel się tym wpisem w mediach społecznościowych

Powiązane wpisy

Powiadamiaj o
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta
5 lat temu

Jeśli chodzi o nadużywanie pewnych wyrażeń, to Scrivener ma funkcję statystyk, która pokazuje Ci najczęściej używane słowa. To jest bardzo spoko. Natomiast jeśli chodzi o kolokwializmy, to ja się nie do końca zgadzam. Moim zdaniem, zwłaszcza w dialogach i narracji pierwszoosobowej super poprawny i oficjalny język brzmi sztucznie. Lubię np. książki Marty Kisiel, bo dla mnie ci bohaterowie mówią naturalnie, a nie “książkowo”.

Kasia
Kasia
4 lat temu

Mogłabym poprosić o poruszenie tematu filter words? Nie znalazłam o nich nic po polsku

Kasia
Kasia
4 lat temu

Nie mam pomysłu, czym zastąpić “trochę zdziwiony”. Jeśli napiszę po prostu zdziwiony, no to nie wiadomo w jakim stopniu, a chyba nie znam osobnego słowa opisującego lekkie zdziwienie?