Swego czasu “Dziewczyna z pociągu” była wydawniczym fenomenem. O książce słyszało się wszędzie, nawet u nas w Sapporo. Osobiście dopiero teraz miałam okazję ją przeczytać i… cóż, czuję się trochę zawiedziona. Bo niestety, według mnie nie zasługiwała na ten swój hype. Nie jest to książka zła, ale nie jest też szczególnie dobra. Jest taka… pośrodku.
Zapraszam do poczytania moich luźnych rozważań na jej temat. Będą spojlery.
Złe strony
Zacznę od słabych punktów, żebym potem na osłodę mogła rzucić dobrymi.
1. To nie thriller, a książka obyczajowa z wątkiem kryminalnym
Samo w sobie nie jest to niczym złym. Jednak okładka obiecywała mi coś innego.
Pasjonująca, pełna napięcia, nieprzewidywalna!
Stephen King nie mógł się oderwać przez całą noc!
No… nie.
Przyznam tutaj, że moje rozczarowanie jest potęgowane przez dwie sprawy. Po pierwsze, nie lubię obyczajówek i w normalnych okolicznościach bym po tę książkę nie sięgnęła. Po drugie, “Dziewczynę z pociągu” zaczęłam czytać jako remedium na “Dom śmierci” Koontza, który po 262 stronach nadal jest nudny jak flaki z olejem, chociaż podobno to horror. Więc kiedy po 30 pierwszych stronach “Dziewczyny z pociągu” nadal nic się nie działo, to miałam nieprzyjemne poczucie, że od 300 stron czytam bezsensowne bzdury. Tak więc moja opinia w tej kwestii nie jest całkiem obiektywna.
Trzeba powiedzieć, że w “Dziewczynie…” akcja w końcu nabiera tempa, ale dopiero po jakichś 2/3 książki, a to nie jest dobry znak. Wiele lat temu moi betaczytelnicy odrzucali mi cały tekst, bo znudziło ich kilka pierwszych rozdziałów. To pokazuje, że pisarz nie może liczyć na to, że czytelnik przebrnie przez 200 stron nudy, aby potem zachwycić się ciekawym zakończeniem (które “Dziewczyna…” właściwie ma). Czytelnika należy zainteresować od początku. Więc ten punkt poczytuję jako zdecydowany minus książki. Podobnie poczynała sobie ze mną “Rebeka” i jej też mam to za złe.
2. Wątki postaci kobiecych kręcą się wyłącznie wokół mężów i dzieci
Mamy w książce trzy kobiety: Rachel, Annę i Megan.
Rachel wpadła w alkoholizm po tym, jak okazało się, że nie może mieć dziecka. Problem pogłębił się, kiedy mąż zostawił ją dla innej. Rachel została sama, bez dachu nad głową (przygarnęła ją dawna koleżanka), bez pracy (wyrzucili ją za picie) i bez żadnej pasji w życiu oprócz jeżdżenia pociągiem i oglądania po drodze osiedla, na którym kiedyś mieszkała. Nadal pije i nęka byłego męża i jego żonę, bo nie może pogodzić się z rozstaniem.
Anna to kobieta, dla której mąż zostawił Rachel. Niemal natychmiast zaszła z nim w ciążę, pobrali się i teraz mieszkają na wspomnianym osiedlu. Mają (bodajże roczną) córkę, wobec której Anna jest nadopiekuńcza. Nie pracuje, bo zajmuje się dzieckiem. Czasami tęskni za dawnym życiem, ale zaraz potem szybko podkreśla, że jest bardzo szczęśliwa, bo przecież rodzina najważniejsza.
Megan kiedyś pracowała w galerii sztuki, ale potem galerię zamknięto. Przez chwilę dorabiała jako opiekunka do córki Anny, poza tym jednak jest bezrobotna. Ma męża, który bardzo chce mieć z nią dziecko, ale ona zupełnie nie ma na to ochoty. Trochę romansuje sobie na boku. Potem okazuje się, że Megan kiedyś dziecko miała; wpadła z chłopakiem, jak była nastolatką. Dziecko utopiło się w wannie, bo Megan wzięła je ze sobą do kąpieli i zasnęła, które to wspomnienie nadal ją prześladuje. W książce to Megan zostaje zamordowana i na dokładkę po badaniach okazuje się, że w momencie śmierci była w ciąży (ale nie z mężem).
Żadna z nich nie ma pracy, pasji, ambicji ani niczego podobnego.
Ja wszystko rozumiem. Macierzyństwo jest ważne dla wielu kobiet. Ale fakt, że mamy tylko trzy bohaterki i że wszystkie są definiowane przez swoje byłe, obecne lub tragicznie nieistniejące związki i dzieci trochę mnie uwiera. Po pierwsze: gdybym wiedziała, to nie czytałabym tej książki, bo jako Bezdzietna Lambadziara™ nie potrafię się identyfikować z żadnym z opisanych problemów. Po drugie, mój wewnętrzy feminizm kręci głową z dezaprobatą. Nie szaleje z oburzenia ani nic takiego, ale…
Źródło: img.sadistic.pl/pics/fa7a198c1fc3.jpg
3. Normalizacja przemocy
Panów również mamy w książce trzech: Toma, Scotta i Kamala.
Kamal jest terapeutą Megan i to właściwie jedyna fajna postać męska. Jest rozsądny, przyjazny i rozumiejący, a także zachowuje profesjonalizm, kiedy Megan próbuje go uwieść.
Tom jest byłym mężem Rachel i obecnym mężem Anny. Okazuje się być mordercą Megan, ponieważ miał z nią romans i jej ciąża była jego sprawką. O Tomie wypowiem się szerzej w dalszej części tego wpisu. Tu tylko wspomnę, że jest to człowiek agresywny, który nie cofnie się przed niczym, żeby zachować swoje wygodne życie. I to nie jest dla mnie problemem, bo jako morderca jest wiarygodny.
Problemem jest Scott, mąż Megan. Z początku kochający i zrównoważony, później okazuje się być równie niebezpieczny jak Tom. Wprawdzie Scott nikogo nie zabił, ale pod koniec książki ze złości rzuca się na Rachel i brutalnie nią poniewiera, a potem zamyka w jednym z pokoi w swoim domu. Na Megan również się rzucił, kiedy wyznała mu prawdę o swoim romansie z Tomem. Niemal ją udusił.
Wydaje mi się, że ta przemoc została opisana głównie po to, żeby jeszcze na chwilę zwieść czytelnika i odwrócić jego uwagę od Toma. Patrząc na poczynania Scotta jesteśmy gotowi uwierzyć, że to on zabił żonę w zemście za niewierność. Jednak te incydenty bardzo źle wpływają na odbiór Scotta jako postaci. Jego agresja jest wręcz niesłychana. Odniosłam więc wrażenie, jakby według autorki było to niemal normalne, że mężczyzna może w każdej chwili stracić panowanie nad sobą i stać się niebezpiecznym, nawet jeśli ogólnie jest spokojny. Że tak się po prostu dzieje. No bo jeśli dwie z trzech postaci męskich zachowują się w ten sposób, to jest to jakieś dziwne, nawet wobec zaistniałych w fabule okoliczności. Dlatego każda taka scena powodowała u mnie zgrzyt poznawczy.
Dobre strony
No to teraz przejdźmy do plusów.
1. Alkoholizm Rachel jest bardzo realistyczny
Jak wspomniałam, Rachel jest alkoholiczką, ponieważ nie ułożyło jej się w życiu. Popija cały czas: w domu, w pociągu, na ławce w parku. Choć od kilku miesięcy nie ma pracy (a więc i dochodów), to wydaje pieniądze na alkohol. Zawsze myśli o tym, kiedy następny raz się napije.
Kłamie, ciągle kłamie. Jeździ pociągiem, żeby jej współlokatorka nie zorientowała się, że Rachel wyrzucono z pracy. Ukrywa puste butelki gdzie popadnie. Okłamuje też samą siebie, że to już ostatni raz, że przecież zaraz przestanie pić. A potem jakoś zawsze znajduje się kolejna okazja, kolejny powód, żeby zajrzeć do kieliszka.
Rachel jest doskonałym przykładem osoby dotkniętej nałogiem. Jej walka z piciem trwa właściwie przez całą książkę i jest opisana w sposób naturalny i realistyczny. Sytuację poznajemy głównie z perspektywy samej bohaterki. Mamy wgląd w jej proces myślowy i dobrze widzimy, dlaczego ta butelka wina nie była ostatnią. Bardzo dobrze pokazane jest, jak ludzie potrafią usprawiedliwiać swój nałóg, mimo że wiedzą, jaki jest on szkodliwy. I to mi się w tej książce podobało.
2. Przemocowy związek Toma i Rachel również jest realistyczny
Ze względu na alkoholizm, Rachel od dawna ma kłopoty z pamięcią. To oznacza, że nie zawsze potrafi sobie przypomnieć, co i gdzie robiła, dlatego często polega w tej kwestii na Tomie. On doskonale zdaje sobie sprawę, że może wcisnąć Rachel każdy kit, więc wykorzystuje sytuację jak się da. I tak oto wmawia jej, że była wobec niego agresywna, mimo że to on wykazał się agresją. Twierdzi, że na przyjęciu rzuciła się na gospodynię, i Rachel mu wierzy, chociaż strzępki jej wspomnień wskazują, że wcale mogło tak nie być.
Niektórzy mogą powiedzieć, że Rachel jest zbyt łatwowierna. Ale komu ma wierzyć, jeśli nie własnemu mężowi? W dodatku Tom jest doskonałym manipulatorem, który wybiela wszystkie swoje grzechy tak dobrze, że nikt nie podejrzewa go o złe intencje. Kiedy pod koniec książki tłumaczy, jak i dlaczego zabił Megan, prowadzi narrację w taki sposób, żeby to jemu należało się współczucie słuchacza. Wyraźnie nie ma wyrzutów sumienia i uważa samego siebie za człowieka idealnego. To doskonale współgra z faktem, że stosował przemoc fizyczną i psychiczną wobec Rachel podczas ich małżeństwa, wmawiając jej, że to jej własna wina. Po rozwodzie nadal ją okłamywał, podobnie jak swoją kolejną żonę. A Rachel, jako osoba zależna od niego emocjonalnie, nie potrafiła rozeznać się w tej sytuacji i tylko przypadek sprawił, że odkryła oszustwa Toma. Tak właśnie wyglądają złe związki i z tym tematem książka poradziła sobie znakomicie.
3. Ciekawe zakończenie
Tu się można spierać. Niektórzy pewnie od początku wiedzieli, kto zabił. Ja jednak byłam zaskoczona. Rozdziały Megan były pisane tak, żeby sugerować romans z terapeutą Kamalem; okazało się, że był to Tom. On sam zaczął jako kochający mąż i ojciec, rozsądny mężczyzna usiłujący ogarnąć sytuację z nadal uczepioną go byłą żoną, a skończył jako bezwzględny morderca, który w dodatku romansował z ofiarą. Problemy Rachel z pamięcią, choć cały czas wspominane, zostały wykorzystane w ciekawy sposób jako istotny element manipulacji w związku. Dlatego właśnie te ostatnie sto stron było dla mnie interesujące. Nawet kiedy już wiedziałam, kto zamordował Megan, to bardzo chciałam zobaczyć, jak zostanie to rozegrane w zakończeniu książki. W tej kwestii akurat się nie zawiodłam.
Podsumowanie
Książka miała fajny zwrot akcji, ale przez pierwsze 2/3 była nudna. Bohaterki były średnio ciekawe, a w szczególności Anna okazała się niebywale nieprzyjemna. System ze śledzeniem dat na początku każdego podrozdziału wprowadzał trochę zamieszania. Z kolei problemy społeczne zostały pokazane umiejętnie.
Więc… no, średnia ta książka. Ani dobra, ani zła. Taka dokładnie pośrodku.
Czy warto czytać? Pewnie tak. Takie tam sobie czytadło do śniadania. Czy warto się zachwycać? Według mnie nie, chyba że zachwycamy się samym zakończeniem. Jednak patrząc na całość książki, to jak dla mnie za dużo było tutaj wstępu do właściwej akcji, a za mało fajnych bohaterów. Tak więc mocne 3/5.
Podziel się tym wpisem w mediach społecznościowych