Data publikacji: 2019-08-04
Ośrodek „Zacisze” oraz jezioro, przy którym go zbudowano, oddzielała porośnięta wydeptaną trawą polana. Otaczał ją szeroki krąg niskich, drewnianych ławek osłoniętych cieniem rzadko rosnących drzew. W środku okręgu urządzono miejsce na ognisko. Nie zadano sobie trudu zbudowania wokół niego murku; zamiast tego wykopano niewielkie wgłębienie i po prostu wyłożono jego brzegi pojedynczymi cegłami. Goście „Zacisza” nie oczekiwali zresztą ozdobnego paleniska ani wyłożonych kostką ścieżek ogrodowych. Przyjeżdżali tu, aby odpocząć od miejskiej cywilizacji i choć przez tydzień czy dwa móc udawać, że życie w zgodzie z naturą jest tym, co odpowiada im najbardziej. Cegły wokół ogniska, sprawiające wrażenie roboty swojskiej i prowizorycznej, a przez to możliwej do wykonania przez każdego domorosłego obozowicza, pozwalały dłużej utrzymywać tę iluzję.
Pół godziny przez wyznaczonym rozpoczęciem wieczornego spotkania Piotrek, Bastian oraz Seba, ich nowo poznany kolega z pokoju, zjawili się na miejscu. Wzbudzili tym zdumienie trójki nauczycieli oraz dwóch pracowników ośrodka, którzy powoli czynili przygotowania do zabawy.
– A wy chłopcy co tu robicie? – pan Marcin podszedł do nich, przyglądając im się znad swego wydatnego nosa przyozdobionego równie wydatnym wąsem.
– Chcieliśmy zapytać o ten list – Seba entuzjastycznie machał trochę już wygniecioną kopertą. – Naprawdę będziemy rozwiązywać zagadki kryminalne?
– Wszystkiego dowiecie się wieczorem.
– To taka gra terenowa? Po ognisku będziemy chodzić po lesie i szukać tego profesora?
– Nie chcę zdradzać szczegółów. Wszystko zostanie wyjaśnione później. Ale na pewno nikt nie będzie nigdzie chodził po nocy.
– Dlaczego? To by było super!
– Dlatego, że to niebezpieczne. Jesteście pod naszą opieką i jesteśmy za was odpowiedzialni, i na pewno nie puścimy was samych w nocy do lasu.
– Ale to nie będzie jakaś nudna gra, że wszyscy usiądziemy w kółku i będziemy zgadywać, prawda? – dopytywał się Bastian. Jego zawiedziony ton wywołał pobłażliwy uśmiech pod wąsem pana Marcina.
– Nie. Nie będzie nudna.
Seba już chciał zadać kolejne pytanie, ale Bastian go powstrzymał, bo zrozumiał, że na razie niczego się nie dowiedzą od nauczyciela.
– Chodź, pomożemy w ustawianiu ogniska.
Mimo słabych protestów pana Marcina, obaj chłopcy podeszli do pracowników ośrodka, żeby otrzymać instrukcje dotyczące układania drewnianych klocków pośrodku paleniska.
Piotrek z niezadowoloną miną usiadł na jednej z ławek i przyglądał się ich pracy. Bastian wzbudził jego zastrzeżenia już przed wyjazdem. Wyglądało jednak na to, że trzeba będzie mierzyć się również z Sebą, który – być może ze względu na takie samo imię – natychmiast wszedł w komitywę z Bastianem i teraz obaj wciągali Piotrka w swoje ociekające niezdrową ekscytacją przygody. Na przykład teraz Piotrek mógłby nadal leżeć na swoim piętrowym łóżku i wpatrywać się w sufit, aby odpocząć przed wieczorną imprezą. Łukasz tak zrobił. Łukasz, który był czwartym muszkieterem w ich pokoju i wydawał się Piotrkowi o wiele bardziej rozsądny niż Sebastiany, nie wykazał entuzjazmu dla pojawienia się na miejscu zbiórki trzydzieści minut za wcześnie. Uznał, że ten czas można wykorzystać bardziej produktywnie poprzez ucięcie sobie drzemki. Piotrek miał nadzieję, że od tej pory, oprócz zaplanowanych już sesji gier, będzie mógł spędzać więcej czasu z Łukaszem niż z pozostałymi współlokatorami.
Szczęśliwie czas oczekiwania nie dłużył mu się zbytnio, szczególnie że po kwadransie pojawiła się Aneta z Hanią i dwiema koleżankami.
– Czemu jesteście tak wcześnie? – Aneta usiadła obok niego, gdy już zapoznał się z Izą i Justyną.
– Chłopaki mnie wyciągnęli. Wy też jesteście za wcześnie.
– Oj, no bo nie mogłam się doczekać! Też dostaliście list?
– Tak. Jakaś zabawa w detektywów czy coś.
– Będzie super, nie? Ciekawe, czy będziemy rozwiązywać sprawę pojedynczo, czy całą klasą.
– E tam, to na pewno jakieś głupoty – Piotrek skrzywił się. – Przecież to jest ośrodek wypoczynkowy, a nie żaden escape room, więc pewnie dadzą nam kilka prostych zagadek i tyle. Nie spodziewałbym się niczego na wysokim poziomie.
Szeroki uśmiech Anety zauważalnie przygasł.
– Oj co ty gadasz! – wcięła się Iza, korzystając z okazji, żeby odwdzięczyć się Anecie za pomoc w kwestii Krystiana. – Jakby nie mieli porządnego pomysłu, to przecież nie przebieraliby specjalnie pokojówki, prawda? Na pewno będzie fajnie.
– E tam. Zresztą myślałem, że będę mógł pograć i trochę posiedzieć z Anetą. Nie chce mi się tracić czasu na pierdoły.
– Żadne pierdoły – Iza obejrzała się, aby sprawdzić, czy pracownicy ośrodka słyszeli ich dyskusję. – Jak nie chcesz, to nie musisz się bawić. Twoja sprawa. A my będziemy miały frajdę.
Aneta milczała.
– Też myślę, że nie zadaliby sobie trudu z listem i pokojówką, jakby to miała być jakaś prostacka gra – odezwała się Hania. – Pewnie trzeba będzie chodzić po ośrodku i coś sprawdzać albo czegoś szukać. Przecież możecie to robić razem, żeby spędzić ze sobą trochę czasu.
– Pewnie, będzie spoko – poparła ją Justyna. – A nawet jak nie, to szybko to załatwimy i resztę czasu spędzimy, jak będziemy chcieli.
Aneta jednak nadal milczała i Piotrek wiedział, że odpowiedzialność za udobruchanie jej spoczywała wyłącznie na jego barkach.
– Okej, może rzeczywiście będzie fajnie – uznał bez entuzjazmu.
– Jasne – padła równie sucha odpowiedź.
Hania niepewnie usiadła obok Anety. Nigdy nie wiedziała, jak się zachować w takiej sytuacji. Instynkt podpowiadał jej, żeby uciekać jak najdalej, ale przecież nie miała dokąd. Iza i Justyna zajęły pozostałe miejsca na ławce, wymieniając znaczące spojrzenia.
Powoli zaczęła się schodzić reszta klasy. Krystian minął ich, machając do Izy, co ona odwzajemniła z tym samym powściągliwym uśmiechem, który przybrała w autokarze. Za Krystianem podążał Adam. Obaj usiedli na ławce naprzeciwko grupy Izy, lecz nie obok siebie; w pewnym momencie jednocześnie rozeszli się w dwie strony i teraz oddzielał ich umięśniony blondyn w koszulce bez rękawów oraz brunet w wąskich, prostokątnych okularach. Wkrótce zjawił się też Łukasz, któremu udało się nie zaspać. Zajął kolejną ławkę wraz z Sebastianami, którzy nadal omawiali kwestię listu i teraz to jego zaczęli dręczyć pytaniami.
O siedemnastej wszyscy byli już na miejscu. Słońce powoli zaczynało zachodzić, ale temperatura powietrza nie obniżała się ani trochę. Dzięki wiejącemu od strony jeziora wiatrowi było jednak zdecydowanie chłodniej niż w południe w autokarze, co wszyscy przyjęli z ulgą.
Pan Marcin po cichu naradzał się z dwiema stojącymi obok niego nauczycielkami. Wydawał się być niezwykle przejęty faktem, że rozpalenie ogniska przy tej pogodzie oznaczało niepotrzebne podżeganie upału. Obie jego koleżanki zbyły problem machnięciem ręki i sugestią, żeby rozpalić ognisko później. Pan Marcin ostatecznie się z nimi zgodził i uznał, że może rozpocząć spotkanie.
– Witam was serdecznie na naszym obozie integracyjnym. Wiem, że już poznaliśmy się w autokarze, ale wiadomo, że było to trochę powierzchowne… Dlatego zaczniemy od przedstawiania się. Ja się nazywam Marcin Ruciński i od września będę was uczył matematyki.
Krótkim ruchem pociągnął w dół rąbek swojej kraciastej koszuli i spojrzał niepewnie na stojącą obok niego nauczycielkę. Ona zaś zachęciła go ruchem głowy:
– Powiedz jeszcze coś o sobie. No nie wstydź się.
Pan Marcin poruszył wąsem i dodał:
– No… mam dwie córki… Uczę od piętnastu lat… No…
Jego koleżanka przewróciła oczami z pobłażliwym uśmiechem. W dżinsach i karminowej bluzce bez rękawów, z rozpuszczonymi ciemnymi włosami, wyglądała prawie jak jego córka.
– Dobra, starczy. Ja nazywam się Kinga Orzechowska. Męża i dzieci nie mam, ale za to mam dwa koty, nazywają się Jeden i Drugi.
– Naprawdę? – wyrwało się Bastianowi.
– Naprawdę, i jak coś zbroją, to krzyczę na nie „Jeden z Drugim!” i wtedy wiedzą, że mają się uspokoić.
Większość obecnych uznała to za dobry żart i wokół rozległy się ciche parsknięcia.
– Oprócz tego lubię gotować i piec ciasta, szczególnie takie, których moje koty nie lubią i mi ich nie podżerają. Od września będę uczyć was informatyki i, jak może już wiecie, będę waszą wychowawczynią. Więc na pewno jeszcze poznamy się lepiej i mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się dobrze układać.
Stała tam z szerokim uśmiechem, bez choćby mrugnięcia wytrzymując oceniające spojrzenia siedemnastu par ciekawskich oczu. Obok niej pani Olga odgarniała z twarzy cienkie, rude włosy, których nawet wysoka kitka nie potrafiła utrzymać w ładzie. Kitka związana była frotką w kolorze zielonym, który dominował w stroju nauczycielki. Jedynym elementem jej ubioru, który stanowił wyjątek od tej kolorystyki, była biała koszulka pod kardiganem, mocno opinająca się na okrągłym brzuchu i pokaźnym biuście kobiety.
– Ja jestem Olga Stanowicz i uczę biologii. Mam trójkę dzieci, wspaniałego męża-gitarzystę i w każdą niedzielę śpiewam w kościelnym chórze.
To ostatnie zdanie spotkało się z aprobującym spojrzeniem Krystiana i rudej dziewczyny od młodszego rodzeństwa, na której szyi wisiał ładny, srebrny krzyżyk. Szeroki uśmiech posłała nauczycielce również Justyna.
– A śpiewa pani też z mężem? Jak on gra na gitarze? – chciał wiedzieć Seba.
– Tak, czasami.
– A można gdzieś posłuchać? Na Spotify?
Pani Olga roześmiała się.
– Nie, tak dla siebie muzykujemy.
– Szkoda.
Pan Marcin, wyraźnie zawiedziony, że nie poradził sobie tak dobrze, jak jego koleżanki, ze zmarszczonymi brwiami poruszył wąsem, jednocześnie gładząc swoją niemal już łysą głowę.
– Dobra, teraz wasza kolej. Po kolei proszę. Imię i kilka słów o sobie.
Bastian, który siedział z brzegu, ochoczo podniósł się pierwszy.
– Siema, jestem Bastian. Jestem gamerem, moje ulubione gry to Wiedźmin, RDR i Counter Strike. W Internecie głównie siedzę na Reddicie i 9gagu, możemy się spiknąć, jeśli ktoś też ma konto. Z Piotrkiem zamierzamy czasami sobie pograć online – wskazał na niego – więc jakby ktoś chciał dołączyć, to spoko. Kurczę, nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Ale dobra, pewnie wszystko samo wyjdzie z czasem.
Usiadł, zupełnie nieświadomy, jak kojąco jego luźny ton podziałał na kilka osób w grupie, dla których przedstawienie się przed wszystkimi nie było okazją do pokazania się od najlepszej strony, a jedynie przykrym obowiązkiem. Jedyną osobą, której zdenerwowanie nie zmniejszyło się ani o jotę i właściwie zaczęło przechodzić w panikę, była Hania.
Seba poprawił ogromne czarne słuchawki, które owijały jego szyję jak jakiś dziwny szalik będący wymysłem współczesnego projektanta.
– Cześć, też mam na imię Sebastian, ale już ustaliliśmy, że kolega będzie Bastian, a ja będę Seba. Tak, żeby się nikomu nie myliło. Interesuję się muzyką, szczególnie hip hopem, i mam swój kanał na Youtubie: RapyZCzapy. Można posłuchać, a najlepiej udostępniać też znajomym. Trochę mieszkałem w Anglii i dopiero parę lat temu przyjechaliśmy do Polski na stałe, ale od razu mówię, że nie będę wszystkim robił pracy domowej z angielskiego, ha ha. No nie wiem, to chyba tyle – wzruszył ramionami i usiadł z powrotem, stukając się pięściami z Bastianem.
Łukasz wyglądał przy nich jak uosobienie marazmu. Wyciągnięta koszulka, długie włosy w nieładzie i spojrzenie spod lekko przymkniętych powiek. Wstał z ociąganiem, jakby jeszcze nie do końca przebudził się po drzemce.
– Cześć, jestem Łukasz…
Hania słuchała go tylko jednym uchem. Jeszcze tylko Justyna, Piotrek, Aneta… i przyjdzie kolej na nią. Spokojnie, trzeba oddychać. To wcale jakoś szczególnie nie pomaga, ale przynajmniej daje poczucie kontroli. Wdech, wydech, wdech, wydech…
…i nagle Aneta już siadała, a Hania, zupełnie nieprzygotowana, stanęła twarzą w twarz z nieuniknionym. Stanęła na lekko trzęsących się nogach, starając się nie rozglądać po zebranych, którzy na pewno już rzucali jej zniecierpliwione spojrzenia. Ale co miała na to poradzić?
Zdecydowanie powinni wymyśleć jakiś lepszy sposób na rozpoczynanie wieczorków zapoznawczych.
Czytaj dalej! Część 5: Ognisko cz. II