Menu Zamknij

Obóz integracyjny: Jezioro

Data publikacji: 2019-11-25

Nie ma sensu przyjeżdżać do ośrodka nad jeziorem, jeśli nie zamierza się korzystać z plaży, szczególnie jeśli utrzymuje się piękna, nadal letnia pogoda. Trójka nauczycieli nie zamierzała odmawiać tej przyjemności swoim podopiecznym, więc trzeciego dnia obozu zorganizowano czas wolny nad wodą.

Szczegóły dotyczące ośrodka „Zacisze” oraz proponowanych przez niego atrakcji były dostępne do wglądu na długo przed wyjazdem, więc większość klasy należycie się przygotowała. Prawie każdy miał przy sobie strój kąpielowy, a część zabrała również dmuchane piłki (które na targu musieliby kupić po absurdalnie zawyżonej cenie) oraz basenowe okulary. Aneta specjalnie na obóz kupiła sobie nowy, błękitny strój, mając nadzieję, że będzie miała okazję pokazać się w nim Piotrkowi. Okazja się nadarzyła, więc we dwójkę pływali teraz żabką w pobliżu pomostu, na którym opalały się Weronika i Laura i z którego chłopaki urządzili sobie miejsce do skakania do wody.

– Tylko nie na główkę! – fukał pan Marcin ze swojego polowego krzesełka, które rozstawił zaraz obok molo. Sokolim wzrokiem obserwował poczynania swoich przyszłych uczniów, a kiedy coś mu się nie podobało, gwizdał na nich przeraźliwie. Posiadał taką specyficzną umiejętność, że dzięki odpowiedniemu ułożeniu warg jego gwizd brzmiał identycznie jak gwizdek ratownika. Ku ogromnemu rozczarowaniu Seby i Bastiana, nikomu innemu nie udało się powtórzenie tego wyczynu.

Ta część klasy, która nie miała stroju kąpielowego albo nie wykazywała ochoty do kąpania się w jeziorze, ulokowała się na spadzistym trawniku zaraz przy plaży. Do tej części należały Hania i Justyna, które właśnie obserwowały, jak Krystian usiłuje zaimponować Izie swoją techniką kraula.

– Nie wiem, co ten koleś chce osiągnąć – kręciła głową Justyna. Siedziała na trawie z kolanami podciągniętymi pod brodę. Jak zwykle miała na sobie bluzę z długimi rękawami, które od czasu do czasu ściągała sobie na dłonie.

Hania nie odpowiedziała. Właściwie imponowała jej determinacja Krystiana. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby chłopak aż tak bardzo starał się o dziewczynę, tym bardziej taką ledwo poznaną. Sama Iza wprawdzie pozwalała mu na to raczej z czystej uprzejmości niż dlatego, że odwzajemniała jego zainteresowanie, ale kto wie, może kiedyś mu się uda. Byle nie zamienił się w jednego ze stalkerów, o których tak dużo się wszędzie słyszy.

Nogawki dżinsów parzyły jej nogi, lecz nie miała krótkich spodenek. Zdjęła więc adidasy i skarpetki. Na szczęście trawa pozostawała chłodna nawet w najbardziej upalny dzień. Hania z lubością przebierała w niej palcami.

Fioletowy aparat Anety leżał obok niej. Wypad nad jezioro to doskonała okazja do robienia zdjęć, więc Hania postanowiła ją wykorzystać. Do tej pory sfotografowała Anetę i Piotrka pozujących na tle molo, czuwającego pana Marcina oraz rozłożonego na plaży kawałek dalej Łukasza, który przysypiał z twarzą zakrytą książką. Pół godziny wcześniej zauważyła go pani Olga i wysłała do niego Sebę i Bastiana, żeby się upewnili, że Łukasz przynajmniej nasmarował się kremem z filtrem.

Hania wzięła aparat w rękę, rozglądając się za kolejnym celem. Zanim zdążyła się zdecydować, Justyna wyjęła cyfrówkę z jej dłoni.

– Chodź, zrobimy sobie selfie.

Zręcznie odwróciła aparat tak, żeby obiektyw był skierowany na nią i na Hanię. Lekko ściągnęła daszek swojej czapki w dół, tak, aby widać było tylko jedno oko. Nacisnęła guzik.

– No nie, musisz wyglądać mniej anemicznie – marudziła, oglądając efekt na małym ekraniku. – Jeszcze raz.

Hania uśmiechnęła się najszerzej, jak mogła. Justyna zrobiła kolejne zdjęcie.

– Teraz lepiej.

Rozejrzała się podobnie jak Hania i dostrzegła siedzącą nieopodal Sarę z jej nieodłącznym szkicownikiem. Wycelowała w nią aparat. Sara, dotychczas całkowicie pochłonięta rysowaniem, kątem oka zauważyła Justynę i gwałtownie skuliła się za blokiem rysunkowym.

– Nie, nie rób mi zdjęć! – poprosiła.

– Dlaczego? To na pamiątkę – zdziwiła się Justyna.

– Nie lubię, jak mi się robi zdjęcia – Sara nadal nie opuszczała szkicownika, który trzymała przed sobą niczym tarczę.

– Dobra – Justyna powoli odłożyła aparat z powrotem na trawę. – Sory.

– Dzięki – Sara uśmiechnęła się do niej. Też nie miała na sobie stroju kąpielowego. Zamiast tego ubrała się w dżinsowe rybaczki i w szeroką koszulkę z kreskówkowym wizerunkiem kota.

Hania wzięła aparat i cyknęła zdjęcie jeziora, starając się objąć wszystkich z klasy. Z prawej nadszedł Łukasz, więc jemu też od niechcenia zrobiła zdjęcie. Wcale się przed tym nie bronił.

– Cześć dziewczyny – zagadał, siadając obok nich. W ręku trzymał książkę, która służyła mu wcześniej za ochronę przed słońcem. Sądząc po tytule, traktowała o szybkim zarabianiu pieniędzy. – Co tam?

– Skończyłeś się opalać? – zapytała Justyna, wychylając się zza Hani.

Łukasz odgarnął z twarzy swoje długie włosy, które przetłuściły się na słońcu.

– No. Mam takie pytanko do ciebie – wskazał na Hanię – bo wydajesz się bystra, to możesz wiedzieć.

– O co chodzi? – pewność siebie Hani ugięła się pod ciężarem komplementu.

– Powiedzieli, że zadanie dopiero jutro, nie? A ja już dzisiaj znalazłem ślad. Myślisz, że mogli się pomylić i rozłożyć rekwizyty dziś od rana?

– Nie wiem – odparła zdumiona Hania. – Myślę, że pomyłka jest możliwa.

– A co znalazłeś? – chciała wiedzieć Justyna.

– Nooo… – Łukasz bujał głową na wszystkie strony. – Takie tam… Ale nie wiem, czy to rzeczywiście rekwizyt, czy nie.

– Pokaż.

Łukasz nadal się wahał. Hania nie miała pojęcia, o co mogło chodzić, zaś Justyna nabrała podejrzeń.

– No bo… – tłumaczył się Łukasz. – Wygląda jakby… wiecie…

– Nie wiemy – ucięła Justyna. – Pokaż.

Łukasz z oporem sięgnął do kieszeni, skąd wyjął małą saszetkę z białawym proszkiem.

– No… rozumiecie… Wygląda trochę dziwnie…

Trzymał torebkę w dwóch palcach, ściskając jej górny róg. Justyna przysunęła się bliżej. Uważnie przyjrzała się zawartości, niczego nie dotykając. Jej twarz się zmieniła.

– Gdzie to znalazłeś? – pytała ostrożnym tonem, cofając się do poprzedniej pozycji.

– Po drodze nad jezioro, jak szedłem rano z ośrodka. Leżało po prostu na trawie.

– Po prostu?

– No tak! Nie wierzysz mi?

– Nikt nie gubi narkotyków tak po prostu! – Justyna ponownie się do niego wychyliła. Jej głos brzmiał tak, jakby starała się jednocześnie krzyczeć i szeptać. – To są bardzo drogie rzeczy!

Łukasz również się cofnął, obrażony jej słowami.

– Przecież wiem!

Hania siedziała pomiędzy nimi, a jej ciało kurczyło się w daremnym wysiłku, aby zajmować jak najmniej miejsca. Narkotyki nie były kwestią, którą kiedykolwiek chciałaby się zajmować.

– Jesteś pewna, że to nie jest jakaś zwyczajna sól? – Łukasz znów przyglądał się torebce.

Justyna butnie wydęła usta, lecz nie udało jej się tym zamaskować dziwnego smutku, który pojawił się na jej twarzy.

– Jestem pewna.

Łukasz i Hania patrzyli na nią w milczeniu. W ich głowach zakiełkowały pewne domysły, których z grzeczności woleli nie wygłaszać. Nic to nie zmieniło; ich myśli odbiły się na ich twarzach i poirytowana Justyna wyrzuciła ramiona w górę.

– Nie biorę żadnych narkotyków! Jezus Maria. Po prostu wiem i tyle.

Nadal szeptała, żeby nie zwrócić uwagi Sary, która już od kilku minut dyskretnie przyglądała im się znad swojego szkicownika.

– To na pewno nie jest rekwizyt – ciągnęła Justyna, ściągając rękawy bluzy na dłonie. – Odłóż to tam, gdzie znalazłeś. Właściciel na pewno już ich szuka.

– Nie lepiej zanieść na policję? – spytała Hania nieśmiało. Justyna zacisnęła usta i szarpnęła głową w bok.

– A jak im wytłumaczysz, skąd to masz? Przecież nie uwierzą, że znalazłaś. Jesteśmy w liceum, tacy ludzie jak my są z miejsca podejrzani.

– Rozumiem – powiedziała Hania, choć nikt nigdy nie podejrzewał jej o posiadanie narkotyków.

– A jeśli to rzeczywiście rekwizyt? – nie dawał za wygraną Łukasz.

Justyna wzięła aparat Hani i zrobiła torebce zdjęcie, uważając, żeby na fotografii nie znalazła się twarz Łukasza ani żaden identyfikujący go szczegół.

– Proszę – odłożyła aparat na trawę. – Jakby było nam to potrzebne, to mamy fotkę na dowód, że znaleźliśmy torebkę i możemy zaliczyć zadanie. Nie musimy przecież mieć ze sobą samej torebki.

Łukasz w zamyśleniu oglądał swoje znalezisko. Z pytającą miną zwrócił się w stronę Hani.

– Myślę, że lepiej zrobić, jak mówi Justyna – odpowiedziała cicho Hania na jego niezadane pytanie.

– No dobra – wyraźnie niezadowolony Łukasz schował torebkę do kieszeni. – Odłożę z powrotem. Ale jeśli czegoś nie zaliczymy, to będzie twoja wina.

– W porządku – Justynie wydawało się być zupełnie obojętne, czy coś zaliczą, czy nie, lecz za chwilę dodała ostrzegawczo: – Ale na razie ani słowa nauczycielom.

– Dobra, dobra – Łukasz machnął na nią ręką i odszedł, szurając butami po trawie. Hania i Justyna obserwowały go, dopóki nie zniknął im z oczu za rogiem ośrodka. Dopiero wtedy Justyna wskazała podbródkiem na aparat.

– Ty też nikomu nie pokazuj zdjęcia, jeśli nie zapytają. A zaraz po obozie wykasuj.

– Jasne – Hania delikatnie wzięła aparat w ręce, ale wolała nie sprawdzać, jak wyszło zdjęcie. Obejrzała się na Sarę, która na powrót pochylała się nad szkicownikiem. Chyba nic nie słyszała z rozmowy, która właśnie się odbyła.

I szczerze mówiąc, Hania też wolałaby nie słyszeć.


Czytaj dalej! Część 9: Poszukiwania

Powiadamiaj o
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Powrót do góry strony