Kaśka (opowiadanie) - Zeszyty Maryny
Menu Zamknij

Kaśka

Data publikacji: 2019-01-17

Budzę się z lekko pulsującą głową. Nie mam mdłości, ale czuję, że gdybym zbyt szybko wstała, to zatoczyłabym się na stojącą pod oknem komodę. Wczorajsza impreza jeszcze nie do końca odeszła w niepamięć.

Obok mnie łóżko jest puste. Tomasza już nie ma. Zaczyna pracę wcześniej niż Kaśka, więc zanim ja zwlokę się z posłania, on pewnie już będzie popijał sobie kawę w biurze. I dobrze, niech ma te kilka godzin relaksu. Jeszcze nie wie, że Kaśki znów nie ma, tylko jestem ja. Niespecjalnie mnie lubi, wiem, ale przecież nic na to nie poradzę.

Sięgam ograniczoną pamięcią do wczorajszego wieczora i próbuję zrozumieć, dlaczego to ja budzę się w umyśle Kaśki, a nie ona sama. Moje wysiłki wyciągają z otchłani niewyraźne dźwięki. No jasne. To ta głupia piosenka w tym głupim klubie, do którego Marcela, moja jakby-siostra, po prostu musiała iść. Nie cierpię, kiedy tak nalega. Prawdopodobnie jedyna ekstrawertyczka w naszym zespole mogłaby się trochę dostosować do reszty. Ale nie, ona zawsze musi zaliczać jakieś potańcówki, więc namawia do tego Kaśkę. Przyjaciele Kaśki też lubią od czasu do czasu iść do klubu, więc Marcela tym bardziej czuje się spełniona. Myśli, że robi dla Kaśki dobry uczynek – dba o więzi towarzyskie, z czym mam problem i ja, i Agata, i chyba wszystkie pozostałe też.

(Znaczy, zakładam, że w zespole mamy same dziewczyny. Nigdy nie rozmawiałam z nikim innym jak tylko z Marcelą, Agatą i Kaśką).

W każdym razie, z tymi imprezami jest zawsze tak samo. Najpierw mnóstwo chęci i szał zabawy, a potem w którymś momencie DJ puszcza nieprzyjemną piosenkę i żeby nie musieć pamiętać, Marcela zapada się w głąb i ktoś musi zastąpić ją na froncie. Tym razem wypadło na mnie. Ok, niech będzie.

Nie chce mi się wstawać. Kaśka ma nudną robotę w korpo. Bardzo trudno mi udawać, że interesują mnie te jej excelowe tabelki, ale wiem, że dla niej to cały świat. Nie chcę jej zawieść, więc muszę wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu, jak już dojadę do biura. Mam jeszcze niecałą godzinę. Ostrożnie podnoszę się z posłania. Chwilę zajmuje mi opanowanie zawrotów głowy, które wreszcie przechodzą. Wstaję.

Po szybkim prysznicu otwieram na oścież szafę. Kaśka kupiła kiedyś dla mnie taki śliczny szaliczek w kwiaty. Założę go dzisiaj. Noszę go od pół roku i współpracownicy Kaśki już zdążyli się do niego przyzwyczaić. Na początku byli trochę w szoku, bo ona zwykle ubiera się w jakieś szare sweterki i spodnie z kantem. Ja lubię kolory. Ten szaliczek to mój znak firmowy; zakładam go zawsze, kiedy jestem na froncie. Dla uważnej osoby mógłby być wskazówką, bo w końcu choćbym nie wiem jak chciała, to nie potrafię perfekcyjnie udawać Kaśki. Zawsze coś mi się wymsknie. Jej znajomi patrzą na mnie wtedy szeroko otwartymi oczami, jak postacie z kreskówki. Czasem nawet dosłownie odbiera im mowę. Ale myślą, że to takie chwilowe zachwianie, może kaprys albo wpływ hormonów. Nie są spostrzegawczy.

Zakładam szaliczek, maluję się, robię koczek. Zabieram kawę w termos, pakuję resztę rzeczy i wychodzę.

Pod domem stoi samochód, ale nawet do niego nie podchodzę. Samochodem jeżdżą Kaśka i Agata, i chyba jeszcze kilka innych dziewczyn, ale nie ja. Ja się do tego nie nadaję. Marcela też nie jeździ, bo zwykle jest na to zbyt pijana.

Zabieram się autobusem. W trakcie dwudziestominutowej podróży rozkładam na kolanach Pamiętnik, nasz największy skarb. Minęły ponad dwa tygodnie, od kiedy miałam go w rękach, i bardzo jestem ciekawa, co się przez ten czas działo.

Pierwszy wpis po moim zniknięciu należy do Agaty. Wyklina mnie, bo obiecałam znajomej Kaśki, że upiekę dla niej ciasto na imieninową posiadówkę. Szczerze mówiąc to myślałam, że dociągnę te kilka dni i zrobię je sama, ale po drodze coś się stało – nawet nie pamiętam, co – i najwyraźniej schedę przejęła Agata. Agata nie znosi piec i nie jest w tym szczególnie dobra. Oczywiście poradziła sobie, bo Agata zawsze sobie radzi, i imieniny podobno się udały. Tylko niesmak u niej pozostał. Wybacz, Agata.

To właśnie piszę w Pamiętniku pod dzisiejszą datą. Wybacz, Agata.

Agata była na froncie przez tydzień. Potem wyłoniła się jedna z mi nieznajomych. Nigdy nie podpisuje się z imienia, więc nawet tego o niej nie wiem. Ma proste, dokładne pismo, niemal kaligraficzne, które nigdy nie wyraża żadnej pochwały ani choćby odrobiny wsparcia. Widziała imieninowe ciasto Agaty na Facebooku i napisała, że polewa nierówno leży. Skrytykowała też kompozycję kwiatową, która została jeszcze po mnie na stoliku w salonie. Nic dziwnego, że bukiet nie był idealny, przecież po tygodniu to róże już dogorywały. Ale to nie miało znaczenia. Nawet gdyby były świeże i upiększone kroplami porannej rosy, to ta dziewczyna znalazłaby coś innego, do czego mogłaby się przyczepić. Taka już jest.

Sama Kaśka pojawiła się zaledwie pięć dni temu. Z jej notatek wynika, że nie zastała większych szkód i że wszelkie nasze niedociągnięcia udało się jej wyprostować. Zawsze mnie to cieszy. Czasami czuję się jak pasożyt i nieprzyjemnie mi się robi, kiedy sprawiam jej kłopoty. A przecież chcę, żeby była szczęśliwa.

Byłoby dobrze, gdyby mogła dłużej pobyć we własnym ciele. Ale Marcela namówiła ją na tę wczorajszą imprezę i Kaśka poszła mimo moich protestów. Może ich nie słyszała; czasami tak bywa. Mam niejasne wrażenie, że Marcela wyszła na front na krótką chwilę po tym, jak Kaśka przekroczyła próg klubu, ale nie ma na to dowodów, bo nie zdążyła nic zapisać w Pamiętniku. A potem zabrzmiała ta nieszczęsna piosenka i Marcela się spłoszyła, pogrążając w otchłani umysłu nie tylko siebie, ale i Kaśkę.
Zamykam Pamiętnik, bo zaraz mój przystanek. Dwie minuty później wysiadam z autobusu i szybciutko podbiegam do drzwi biurowca. Nie chcę się spóźnić, a grozi mi to, bo długo zamarudziłam przy wstawaniu. Szczęśliwie trafiam na miejsce w ostatniej chwili.

W pracy jak zwykle jest nudno. Przerzucam dane z jednej tabelki do drugiej i żałuję, że nie palę jak Agata, bo mogłabym częściej robić sobie przerwy. Nie znoszę być na froncie w dni robocze i nigdy nie zrozumiem, dlaczego Kaśka wybrała tę pracę.

Na przerwie, stojąc przy ekspresie do kawy, uśmiecham się do współpracowników. Widzą mój szaliczek i wcale o niego nie pytają. Mówiłam, że nie są spostrzegawczy. To właściwie dobrze. Kaśka nie chce, żeby wiedzieli. Szanujemy to i dotychczas żadna z nas jeszcze nie puściła pary. Poprawiam szaliczek, który nie powoduje żadnego Armagedonu, i wracam za biurko.

Pod koniec dnia zapisuję w Pamiętniku krótkie sprawozdanie z tego, co zrobiłam. Nie wiadomo, czy od jutra frontu nie przejmie ktoś inny. Musimy się nawzajem o wszystkim informować, bo inaczej to nie wiem, jak byśmy funkcjonowały.

Gdy wracam do domu, Tomasz już jest. Zatrzymuje się w pół ruchu, gdy widzi szaliczek. Już wie.

– Elena?

Tak mam na imię, więc potwierdzam.

Tomasz uprzejmie odwraca się, żeby ukryć rozczarowanie. Pewnie liczył na romantyczny wieczór z Kaśką. Jest mi przykro, nie z powodu mnie samej, ale z powodu jego i Kaśki. Nie na to się pisał, kiedy zaczynał się z nią spotykać. Ale od samego momentu, w którym powiedziała mu prawdę, solidarnie zaakceptował nas wszystkie. Wiadomo, że nie każdą z nas lubi, bo przecież nikt nie może lubić wszystkich. Zresztą jesteśmy zbyt różne. Ale Tomasz trwa u boku Kaśki już piąty rok i nic nie zapowiada, żeby miało się to zmienić. To dobry chłopak.

– Chcesz kakao? – pytam, sięgając mleko z lodówki. Uwielbiam kakao po pracy.

– Nie, dziękuję.

Kurczę, naprawdę się dzisiaj zawiódł. Chcę wynagrodzić mu zepsute plany.

– A masaż?

Tomasz odwraca się do mnie z brwiami uniesionymi w sposób, który mówi mi, że trafiłam w dziesiątkę. Często ma takie spojrzenie, kiedy wysuwam propozycję masażu, na którą zawsze się godzi z kiepsko powściąganym entuzjazmem. Jestem dobra w masowaniu. Kiedyś, jak Kaśka jeszcze była sama, pozwoliła mi zrobić krótki kurs. Czasami korzystam z tych umiejętności, żeby zrobić Tomaszowi przyjemność, ale jego nadal niezmiennie to dziwi. Jakby nie mógł pojąć, dlaczego jestem dla niego aż tak miła, skoro to przecież nie ze mną jest w związku, tylko z Kaśką.

Pół godziny później Tomasz leży na brzuchu bez koszulki, a ja siedzę na nim okrakiem i wcieram olejek w dłonie. Mam poczucie, że łatwo się dziś wykpiłam. Czasem boję się, że Tomasz w końcu powie dość i zostawi Kaśkę, bo nie zniesie tych ciągłych zamian. Nic na to nie wskazuje, ale boję się i tak. Więc jeśli półtoragodzinny, relaksujący masaż ułatwi Tomaszowi życie z nami i sprawi, że będzie chciał zostać z Kaśką, to z chęcią będę robiła to nawet codziennie. Muszę chronić jej związek. Przede wszystkim muszę chronić ją.

W końcu przecież właśnie po to tu jestem.

Powiadamiaj o
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments