Madus i Thogab - Zeszyty Maryny
Menu Zamknij

Madus i Thogab

Opublikowano 2021-06-21

Madus, Syn Methana, w skupieniu podpisywał dokument. Stojący za nim niespełna dwudziestoletni młodzieniec cierpliwie czekał, aż parafka i pieczęć znajdą się na kartce; wtedy zaś podsunął przełożonemu kolejną. W gabinecie panowała taka cisza, że było słychać dobiegający z ulicy gwar.

Gdy już wszystkie dokumenty zostały opatrzone odpowiednimi sygnaturami, młodzieniec zebrał je, wyrównał kartki i przekazał parze stojącej po drugiej stronie biurka.

– Tak bardzo dziękujemy. – Kłaniał się w pas mężczyzna w koszuli, która miała postrzępione mankiety i wyglądała, jakby była prana już dziesiątki razy. – I jeszcze panowie raczyli osobiście się do nas pofatygować…

Madus oparł dłonie na blacie biurka i podniósł się z krzesła.

– Proszę nie dziękować. Wielkiemu Methanowi leży na sercu dobro wszystkich mieszkańców Anneos bez względu na ich status materialny. Mam nadzieję, że te środki pomogą państwa ochronce stanąć na nogi.

– Tak, oczywiście – zarzekała się kobieta. – To w zupełności wystarczająca suma, ale czy świątynia naprawdę może pozwolić sobie na takie wydatki?

– Proszę pani. – Madus uprzejmie skinął jej głową na pożegnanie. – Świątynia nie może sobie pozwolić, żeby nie czynić tych wydatków, jeśli ucierpieliby na tym wierni Wielkiego Methana. Niechaj szczęście sprzyja państwu po pięciokroć.

– Wzajemnie, wzajemnie. – Oboje odprowadzili kapłanów pełnym wdzięczności wzrokiem.

Madus i Thogab wyszli z budynku. Po drugiej stronie ulicy, pod rzeźbionym łukiem sklepu z antykami, czekał na nich powóz, który miał ich zawieźć z powrotem do świątyni.

– Jakie jeszcze plany mamy na dzisiaj? – pytał Madus, gdy już umościli się wygodnie w środku.

Thogab odgarnął spadającą mu na oczy grzywkę i zajrzał do notatnika, z którym nigdy się nie rozstawał.

– O piętnastej jesteśmy umówieni z przełożonym świątyni w Istar w sprawie planowanego na przyszły tydzień błogosławieństwa połowów. O szesnastej trzeba podjechać do świątyni Wielkiej Dafiry i omówić odpowiedni rozdział darów od wiernych na najbliższą przyszłość. Zbliża się okres ceremonii ofiarowania młodych dziewcząt Wielkiej Dafirze, więc ostatnio otrzymują więcej ofiar i na kilka tygodni znów będą mogli wyłączyć się z naszego systemu redystrybucji.

– Dokąd proponujesz skierować nadwyżkę? – Madus poruszył swym wąsem zawiniętym w górę na obu końcach.

– Do świątyni Wielkiego Zetnara – odparł natychmiast Thogab, jakby spodziewał się tego pytania. – Zawsze to oni najwięcej tracą w tym czasie. Świątynie Wielkich Elekte i Yaei jakoś sobie poradzą, pewnie dlatego, że wierni garną się teraz ze swoimi córkami głównie do bogiń.

Madus z aprobatą pokiwał głową.

– Tak zrobimy. Co jeszcze z planów?

– O osiemnastej rodziny rybackie prosiły o audiencję, o dziewiętnastej kolacja, a o dziewiętnastej trzydzieści trzeba napisać list do świątyni w Dunevie. – Czytał Thogab ze swojego zeszytu.

– Dziękuję. Wygląda na to, że jesteśmy na bieżąco ze wszystkimi sprawami.

Uśmiechnął się pod nosem, gdy Thogab z widoczną dumą rozluźnił się na swoim siedzeniu. Choć jego Służebny był obowiązkowy i zorganizowany jeszcze przed otrzymaniem stanowiska, to Madus przypuszczał, że dopiero u jego własnego boku te przymioty zostały docenione. Thogab musiał wcześniej uchodzić za dziwaka, wiecznie noszącego ze sobą notes i zapisującego w nim każdą zaplanowaną czynność. Bez notesu jego życie byłoby chaosem, a on sam byłby bezwartościowy, przynajmniej we własnych oczach. Madus musiał mu pokazać, że było to nieprawdą, a już przeczuwał, że dziś właśnie nadarzy się ku temu doskonała okazja.

Po powrocie do świątyni zjedli szybki deser i przyjęli kapłana z Istar. Ustalili z nim dokładny termin przyjazdu Syna Methana i przeprowadzenia ceremonii błogosławieństwa, a Thogab od razu dodał do listy w swoim notesie wszelkie czynności związane z wyjazdem, takie jak pakowanie oraz zamówienie noclegu.

Następnie wybiła za kwadrans szesnasta, więc ponownie wsiedli do powozu i udali się do północnej części stolicy, gdzie znajdowała się świątynia Wielkiej Dafiry. Matka przełożona zaprosiła ich na herbatę, przy której ustalili, że do końca następnego miesiąca dary wiernych nie będą kierowane do tego przybytku. Redystrybucja ofiarowanych dóbr odbywała się codziennie ze świątyni Wielkiego Methana, która, jako miejsce kultu państwowego patrona, zawsze otrzymywała najwięcej ofiar. Niestety nadmierne obdarowywanie przez wiernych jednej z pięciu świątyń musiało oznaczać niedobory w pozostałych przybytkach, więc dary zawsze rozdzielano sprawiedliwie pomiędzy wszystkich. Okresowo jednak świątynie innych bogów mogły pozwolić sobie na rezygnację z przyjmowania danin.

Spotkanie z przełożoną świątyni Wielkiej Dafiry było już szóstym odbytym tego dnia i Thogab, który nigdy zresztą nie wykazywał się wysokim poziomem energii, padał już z nóg. Madus posłał go na drzemkę i zajęć na resztę dnia podjął się sam. Kolację kazał podać Thogabowi do jego komnaty.

Spotkali się jeszcze raz około dziesiątej w gabinecie Syna Methana. Thogab natychmiast wyjął swój zeszyt z pytaniem:

– Czy napisał pan list do świątyni w Dunevie? Jeśli tak, mógłbym go wysłać jutro z samego rana.

Madus przejechał dłonią po stylowo przystrzyżonej brodzie.

– Nie napisałem – odparł – ponieważ w tym czasie byłem u Jego Wysokości.

Siedzący naprzeciw niego Thogab przedstawiał zabawny widok. Najpierw zmarszczył brwi ze zdumieniem, a później jego twarz gwałtownie pobladła.

– Mieliśmy umówioną audiencję na dworze – szepnął strwożony swą niedbałością – ale nie miałem jej w terminarzu, bo…

– …Bo spotkanie ustaliliśmy, kiedy akurat nie mogłeś tego zapisać. – Madus kiwał głową. – A później zapomniałeś, a później spotkanie przestało istnieć w twojej głowie, bo czego nie ma w notesie, to nie istnieje.

– Zapomniałem – powtórzył Służebny, jakby nie mógł uwierzyć, że to się zdarzyło.

Naznaczony poprawił się w swoim szerokim fotelu i założył nogę na nogę.

– I co masz mi do powiedzenia w związku z tym?

– Przepraszam! Proszę mi wybaczyć, to się już nigdy nie powtórzy. Od teraz będę wszystko zapamiętywał, żeby nie polegać tylko na zapisach w terminarzu. Wciąż może pan na mnie liczyć, zapewniam!

– Tak myślałem. A ja mam ci do powiedzenia tyle, że błędy się zdarzają i że jest to całkowicie normalne.

– Słucham? – Thogab komicznie wyciągnął szyję, niepewny, czy się nie przesłyszał.

Madus zachichotał pod nosem. Właśnie takiej reakcji się po nim spodziewał.

– Odkąd mam przyjemność z tobą pracować, nigdy nie przydarzyła ci się większa pomyłka – mówił trochę pouczającym tonem. – Byłem pewien, że wpadniesz w panikę, kiedy ten dzień nieuchronnie nastąpi. I proszę bardzo, miałem rację.

– Pomyłki nie są nieuchronne – zaprotestował Służebny. – Pomyłkom można zapobiegać i należy to robić, a wtedy wszystko zawsze będzie szło gładko.

– Naprawdę myślisz, że możesz przejść przez życie bez żadnego potknięcia, kontrolując wszystko i wszystkich wokół? Że wszystko możesz zaplanować i wystarczy tylko trzymać się planu, a sprawy same ułożą się na właściwym miejscu?

Mina Thogaba wyraźnie pokazywała, że tak, tak właśnie myślał. Madus kręcił głową i ciągnął:

– Jesteś młody i być może jeszcze nigdy nie zdarzyło ci się popełnić poważnego błędu. Być może twoje ściśle ustalone plany zawsze dochodziły do skutku. Lecz im więcej osób poznasz, im więcej obowiązków będziesz brał na swoje barki, tym częściej będziesz musiał korygować swe plany. Będzie to dla ciebie niezwykle frustrujące i może nawet przejdziesz załamanie nerwowe. Ja przeszedłem. – Uśmiechnął się, według Thogaba, zbyt frywolnie jak na poważne sprawy, które właśnie omawiał. – Lepiej więc, żebyś nauczył się akceptować i zmiany planów, i własne pomyłki.

Służebny spuścił głowę. Choć przełożony wcale go nie strofował, to i tak wstyd zalał go od stóp do głów.

– Chciałbym ci też powiedzieć drugą rzecz – mówił dalej Madus. – Że nie jesteś sam. Jesteśmy we dwóch i jeśli jednemu z nas zdarzy się wpadka, to drugi może ją naprawić. Dziś zapomniałeś o spotkaniu z Jego Wysokością, ale ja pamiętałem, więc nic się nie stało. Żałuję, że nie zrozumiałeś tego wcześniej, ale musisz wreszcie pojąć, że nie jesteś moim sekretarzem. Jesteś moim partnerem w tym, co tutaj wspólnie robimy, więc ja też będę cię wspierał, aby nasza robota była wykonana jak najlepiej.

Thogab uniósł głowę. W jego oczach, nie pierwszy raz zresztą, zabłysnął szacunek. Po raz kolejny pomyślał sobie, że znalazł swoje miejsce w świecie. U boku takiego Naznaczonego warto było służyć choćby do końca życia.

I przyznał przed samym sobą, że miał nadzieję, że tak właśnie się stanie.

Powiadamiaj o
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments