Lenea i Anusia - Zeszyty Maryny
Menu Zamknij

Lenea i Anusia

Opublikowano 2021-06-07

Purpurowy szal został strzepnięty z taką mocą, że aż na trawę posypały się z niego paproszki. Jego właścicielka odłożyła go na podłokietnik wiklinowego fotela.

– Aż mi gorąco z tych nerwów – oznajmiła, wachlując się prosiakowatą dłonią.

Stojąca przed nią w podróżnym ponczo młoda kobieta westchnęła, trzęsąc bujnymi lokami.

– Proszę nie przesadzać!

– Ja nie przesadzam! Niszczysz sobie życie i tyle.

– Zakładanie rodziny to nie jest niszczenie sobie życia! – Kobieta przewróciła oczami i spojrzała w stronę pozostałych kapłanek, szukając u nich poparcia, a one dyskretnie pokiwały głowami. Na szczęście wszystkie stały za wiklinowym fotelem, więc oburzona matrona nie zauważyła ich aprobaty.

– I co, mąż cię będzie utrzymywał? – prychnęła. – Tu miałaś pracę, miałaś koleżanki, dobre stanowisko. A zrobisz z siebie kurę domową. To się nie godzi kobiecie.

– Ale ja tego właśnie chcę! – Narastająca od tygodni frustracja wykwitła rumieńcami na twarzy młodszej rozmówczyni. – Bo tak mi się podoba!

Starsza pani nie odpowiedziała. Ostentacyjnie odwróciła wzrok, jakby oświadczenie jej dotychczasowej Służebnej nie warte było uwagi.

Młoda kapłanka westchnęła. Wiedziała, że pani Lenea wcale nie jest rozczarowana jej wyborami życiowymi, a po prostu wyraża w ten sposób swój żal, że będą musiały się rozstać. Matylda piastowała stanowisko Służebnej u jej boku przez ostatnie sześć lat – od czasu, gdy zmarła poprzednia Służebna, a jednocześnie najbliższa przyjaciółka pani Lenei. Teraz Córka Dafiry poczuła się na nowo osamotniona. A że charakter miała zarówno hardy, jak i trochę dziecinny, to na odchodne musiały odbyć tę groteskową rozmowę, w której żadna nie przyzna, jak bardzo będzie jej brakowało tej drugiej.

– Podajcie mi herbatę – zarządziła starsza pani. Kapłanka obok niej skinęła na jedną z dziewczynek, która natychmiast przyniosła filiżankę i tackę z przyprawami. – Dziękuję ci, Anusiu – pani Lenea pogładziła ją po głowie. – Dobre z ciebie dziecko.

Anusia cofnęła się na swoją pozycję przy tyczkowatej kobiecie z okrągłym kokiem na czubku głowy. Matylda była pewna, że to właśnie ta kobieta zostanie nową Służebną. Kwestia zastępstwa dla niej samej wprawdzie nie została jeszcze przez nikogo omówiona, ale Nastala była oczywistym wyborem. Choć pozostawał jeden problem. Bo Nastala, choć i kompetentna, i wierna bogini, i wyznawała te same wartości życiowe co pani Lenea… to była również skrajnie przerażona możliwością, że na najbliższą dekadę lub dwie zostanie osobistym pieskiem ekscentrycznej Naznaczonej.

Matylda podeszła do Nastali i dla dodania jej otuchy mocno ścisnęła jej dłonie.

– Trzymaj się.

– Ty też – Nastala serdecznie ją objęła. – Powodzenia tam na wsi.

Obie się roześmiały. Dla Matyldy mały domek z dala od stolicy, gdzie będzie mieszkała z mężem i gromadką dzieci, był spełnieniem marzeń. Dla Nastali brzmiał jak najgorszy koszmar.

A potem była Służebna uniosła obie walizki, które czekały na koniec pożegnań, i ostatni raz zwróciła się do pani Lenei.

– Do widzenia. Niech szczęście sprzyja pani po pięciokroć.

– Jasne, jasne – Naznaczona mieszała herbatę z takim przejęciem, że aż nie podniosła znad niej wzroku.

Wobec tego młoda kobieta ruszyła w stronę powozu – pierwszego z wielu kolejnych, które miały ją powieźć do jej wymarzonego domu – lecz zatrzymał ją głos starszej pani.

– Matyldo.

– Tak? – Odwróciła się.

– Pisz do mnie często – mówiła pani Lenea, wciąż patrząc na wirującą w filiżance herbatę. – Chcę wiedzieć, że jesteś tam szczęśliwa.

Matylda wymieniła spojrzenia z Nastalą. A więc jednak Naznaczona zdobyła się na trochę szczerości.

– Oczywiście, proszę pani. Będę pisać co tydzień.

– Dobrze. I tego twojego młodzieńca pozdrów. Powiedz mu, że Wielka Dafira będzie miała na niego oko. Już ja tego dopilnuję.

– Tak jest. – Uśmiechnęła się Matylda.

– No, to idź już.

A zatem Matylda poszła. Pozostałe na trawniku przy świątyni kapłanki odprowadziły ją spojrzeniami, w których już widać było tęsknotę za jej nieocenioną umiejętnością trzymania Naznaczonej w ryzach.

– No to – podjęła pani Lenea, biorąc łyk herbaty, którą zapewne jak zwykle przesłodziła – muszę wybrać nową Służebną.

– Tak – zgodziła się Nastala, którą nagle przeszły ciarki.

Pani Lenea zerknęła na nią kątem oka. Jej spojrzenie na dłużej zatrzymało się na głowie kapłanki.

– Och – Córka Dafiry wróciła do mieszania herbaty. – Więc ciągle jesteś na nie.

Nastala zacisnęła zęby. Nie śmiała się przeciwstawić Naznaczonej, ale podobnie jak wszyscy inni pracownicy świątyni, miała dość swobodnego zaglądania jej w myśli. Pani Lenea robiła to nagminnie i nie zawsze od razu się przyznawała. Oprócz tego, że naruszała prywatność podwładnych, to jeszcze czyniła jakiekolwiek kłamstwo niemożliwym – choćby nawet było ono niewinne i miało na celu jedynie zachowanie dobrych relacji społecznych.

– Po prostu nie sądzę, żeby dobrze nam się razem pracowało – mimo wszystko Nastala podjęła wysiłek, by rozwiązać spór polubownie.

– Myślisz, że jestem wstrętna. – Starsza pani uniosła brwi. – Wiele z was tak myśli. To właściwie niezbyt pobożne z waszej strony, biorąc pod uwagę, że wybrała mnie sama Wielka Dafira.

Nastala porzuciła więc wszelkie pozory.

– Ma pani trudny charakter – oznajmiła, przygotowana na potencjalnie nadciągający sztorm.

– Wiem – przyznała pani Lenea, co spowodowało niemałe zaskoczenie u jej rozmówczyni. – Ale Służebną muszę mieć i tak.

Pociągnęła kolejny łyk herbaty. Rozejrzała się wokół po obecnych. Jej wzrok pochwyciła dziewczynka wciąż orbitująca wokół spódnicy Nastali.

– Anusiu, podejdź tu na chwilę.

Anusia podeszła. W jej wielkich, brązowych oczach widać było tylko uwielbienie dla kobiety naznaczonej mocą bogini oraz lekki strach, by tej kobiety niczym nie urazić. Te same emocje pani Lenea musiała wyczytać z jej dziecięcej głowy, bo zapytała z szerokim uśmiechem:

– Anusiu, chciałabyś być moją Służebną?

– Nie! – Nastala natychmiast zaprotestowała.

– Ależ tak – przymilała się Naznaczona. – Co, chciałabyś?

– Tak, proszę pani! – Twarz Anusi jaśniała coraz bardziej. – Oczywiście, że tak!

– No, to postanowione. – Pani Lenea poprawiła się w fotelu, rzucając rozbawione spojrzenie spanikowanej Nastali. – To idź się pochwal koleżankom, że będziesz nową Służebną.

– Ale naprawdę?

– Naprawdę, naprawdę.

– Wcale nie naprawdę! – Protestowała Nastala. – Ona ma tylko dziesięć lat!

– Młodsze od niej zostawały Naznaczonymi i Służebnymi – Córka Dafiry odkaszlnęła, a w kaszlu tym słychać było lekką chrypę. – Anusiu, dzisiaj masz jeszcze wolne, ale jutro stawisz się u mnie z samego rana. Opowiem ci o wszystkim, co będziesz odtąd robić.

– Ale naprawdę? – pytała dalej zachwycona dziewczynka. Na twarzy pani Lenei odbiło się lekkie zniecierpliwienie.

– Przecież mówię, że tak! No już, sio!

Anusia odbiegła w stronę innych młodszych kapłanek. Nastala, ze wzrokiem wbitym w dal, wzruszyła ramionami, jakby chciała się pocieszyć, że przecież nic się jeszcze nie stało, bo takie deklaracje bez oficjalnego wyznaczenia Służebnej niewiele znaczyły.

– Nie i koniec. – Kręciła głową. – Nie zgadzam się. Nikt się nie zgadza.

– Co, dziecku zazdrościsz? – Roześmiała się pani Lenea. – Przecież nie chciałaś tego stanowiska.

Zanim jednak oburzona Nastala odpowiedziała, starsza pani podjęła:

– Wiem, co sobie myślisz. Że jest za młoda, żeby tak często ze mną przebywać. Że zrobię jej krzywdę.

– Wiem, że chce pani dobrze. Uważam jednak, że Anusi potrzeba…

– Czego? Opieki? Szkolenia? To właśnie ode mnie dostanie.

– Czasu – dokończyła Nastala z westchnieniem. – Na odnalezienie samej siebie. Dziecko, które parę miesięcy temu straciło oboje rodziców, nie jest gotowe na podejmowanie tak trudnych zobowiązań.

Starsza pani przez długą chwilę wpatrywała się w kołyszące się na wietrze gałązki ogrodowych drzew.

– Właśnie dlatego wezmę ją pod swoje skrzydła – odparła wreszcie. – Nie ma już nikogo innego na tym świecie. A jest zdolna, przecież obie to wiemy. – Podniosła wzrok na Nastalę. – Masz dobre serce, ale zapewniam cię, że ja też. Anusia wiele się ode mnie nauczy. To nie jest decyzja sprzed chwili; myślałam o tym, od kiedy Matylda się zaręczyła. Anusia wiele na tym skorzysta.

W Nastali obudziły się wyrzuty sumienia. Może jednak powinna być bardziej wyrozumiała wobec staruszki, która po raz kolejny musiała mierzyć się z utratą bliskiej towarzyszki.

– Rozumiem, proszę pani. – Zapewniła ją z nadzieją, że brzmiało to szczerze. – Zastanawiam się tylko, czy mimo wszystko nie lepiej by było, gdyby Anusia spożytkowała ten czas bardziej swobodnie. Jak to dziecko.

Znów chwila milczenia. Nastalę coś tknęło. Z twarzy swojej przełożonej wyczytała może więcej, niż wypadało. Przez chwilę poczuła się jak Córka Dafiry, która przypadkowo uchyliła rąbka czyichś myśli. Może zresztą Naznaczona specjalnie okazała przed nią swe prawdziwe uczucia, żeby ukoić jej obawy o Anusię. A może była to niezamierzona chwila słabości, tak u niej rzadka.

– Daj mi choć tyle – poprosiła, choć przecież nigdy nie prosiła nikogo o nic, tylko zwykle wygłaszała swe żądania stanowczym tonem. – Nie zostało mi wiele czasu. Rianna odeszła, Matylda odeszła. Ja też niedługo odejdę. A Anusia ma przed sobą całe życie. Taka młoda, taka jeszcze niewinna i pełna energii. – Westchnęła. – Pozwól starej kobiecie na tę jedną rzecz. Pozwól mi poprzebywać z kimś, kto zamiast wypatrywać rychłego końca, cieszy się dopiero z początku.

Powiadamiaj o
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments