W przeczystych wodach rzeki Mekeine bazie się kąpią wierzbowe,
Obok dziewiczy śmiech zapowiada zgodność i więzi nowe.
Gdyż ziemskie loki wnet się splatają z rudym Soenny warkoczem
I między światy przyjaźń się rodzi nad rzeki pochyłym zboczem.
Skąd zaś przybyła ta panna piękna?
Czy z nami dłużej tutaj zostanie?
Niosło się lasem, górą i polem to dociekliwe pytanie.
Na to pytanie odpowiedź przyszła niczym grom z nieba jasnego,
Bo oto Schete sam się upomniał o tę, co nie była jego.
Zniknął więc warkocz i śmiech w mig zamarł nad rzeki pochyłym zboczem
Lecz z ziemskiej dumy się narodziła moc, co najeźdźcę zaskoczy.
Nie wie on jeszcze, nie sądzi nawet
Że sam na siebie wyrok wydaje
Uprowadzając ten warkocz rudy, co to z Ziemianką przestaje.
Wtedy Dafira ramię uniosła, by mocą swoją Naznaczyć
I przez tę dziewkę nieustraszoną brata swym gniewem uraczyć.
Dziewce Sabina było na imię, lecz w ręku Najstarszej była
Niczym ta róża: choć piękna płatkiem, kolcami grozę budziła.
Dziewkę więc Białą Różą nazwano,
Młody Służebny śluby jej składał,
Gotów, by bronić swej Naznaczonej, choćby i życie postradał.
Ruszyli w podróż, by z Hasta Mante wroga podłego przegonić
I by Soenny rude warkocze przed jego żądzą obronić.
Wojenne wichry w oczy im piaskiem nie raz i nie dwa sypały
Lecz przeznaczenia łaska ich wiodła, dodając obojgu wiary.
Jedno przy drugim, więc nie dziwota
Że ich złączyło uczucie tkliwe
I choć pomiędzy światami stało, to stało zgoła szczęśliwe.
Jednak choć dwoje nieustraszeni, to wokół nich zamieć sroga
Już Seran wzięty, król uwięziony, a pośród poddanych trwoga.
Tretia podjazdem stara się bronić, chwała ich męstwu i strzałom
Bogini zdrowie zsyła na ludzi, ratuje co umrzeć miało.
Dumna Efea zebrała wojsko,
W polu naprzeciw zdrajcom tej ziemi
Staje gotowa strzec ukochanej Soenny siłami swemi.
I gdy bitewny opadł już popiół, gdy śmierci oddano dusze
Kapłanów, królów, wojów bez liku, gdy poskładano już kusze
I gdy Służebny, bólem oślepion, niezdolny był do posługi
Ona jedyna błyszczała jasno pośród wojennej szarugi.
W jej oczach swada, w jej ręku magia
Wielka Dafira strzegła jej kroku
Gdy podążała ku fatum rycersko, nie odwracając wzroku.
On tam już czekał, i przy swym boku trzymał nieszczęsną ofiarę
I tak się nadął, i tak się zbiesił, tak się w swym zaparł na stałe
Że aż niepomny na kruchość życia tej, którą zabrał znad rzeki
Tak cisnął gromem, tak mocą zaklął, że jej opadły powieki
I legła martwa u stóp oprawcy
A on, gdyż zimne serce u niego
Zadrwił z cierpienia i poświęcenia, z siostrzeństwa utraconego.
Zaś Biała Róża łzy uroniła nad przyjaciółki swej dolą
Lecz jej przywrócić życia nie mogła, więc z nową do walki wolą
Żal swój przekuła we wściekłość straszną, w potęgę, której nie znano
Zatrząsł się pałac, zaryczał kamień, huk rozległ się jakich mało
I stanął Schete przeciw kobiecie
Która swą magię zebrała wszystką
Gorejąc gniewem przeciwko temu, co jej odebrał więź bliską.
W tym to pałacu, w tamtej godzinie, pojął bóg swą nierozwagę
Że zadarł z ludzkiej miłości siłą, że jej wyrządził zniewagę
Której odpuścić nie było sposób, tedy więc musiał on głową
Zapłacić swoją, i w mrok się zapaść, pokutę znieść prawidłową
Na zawsze Hasta Mante zaniechać
Wojska odwołać, przyklęknąć kornie
Przed Białej Róży hardym obliczem i triumf jej uznać bezspornie.
I chociaż życie mu darowała, to Hasta Mante spod wojny
Wnet uwolniła, i wszelkie kraje czas znów ukoił spokojny.
Zaś Biała Róża, chwała jej wielka, ku Ziemi oczy zwróciła
I ze Służebnym, wiernym jej zawsze, odeszła tam, skąd przybyła.
Nigdy jej więcej tu nie widziano
Nigdy jej zatem poznać nie przyszło
Ileż to pieśni o jej bohaterstwie spod piór poetów wyszło.